piątek, 6 marca 2015

Zima wiosną? Czyli gorączkowe i domowe zwierzenia na temat leczenia.

Chyba nigdy nie wyjdę z kręgu choroby. Jak nie choroba przewlekła, z którą już zaczęłam się przyjaźnić, to choroba laptopa. A gdy ten, po miesięcznych wojażach w serwisie do mnie powrócił, przyniósł ze sobą grypę - dobrze, że nie odrę! -3-
Z cieknącym nosem, bolącymi oczami od zatok i raz pojawiającą się, raz znikającą gorączką: witam ponownie.
W końcu.
Mam nadzieję, że już na stałe (tfu, tfu!).

Post z przyczyn technicznych (folderze z 4 przepisami, spoczywaj w pokoju <*>), typowo chorowity. Z racji tego, że przy mojej chorobie powinnam unikać alkoholu, a nie powinnam brać zbyt dużo leków, czy jakichkolwiek tabletek, czas, gdy choruje na cokolwiek - od przeziębienia do grypy, czy anginy nawet - jest dla mnie niesamowitą udręką. Nawet mój lekarz załamuje ręce, gdy do niego przychodzę: tego nie można, tego też nie, to można spróbować, ale w niewystarczającej dawce... Czas zawirowań pogodowych, taki jak teraz, jest dla mnie ciągłą walką o własną odporność.
Jak widać, tym razem tę walkę przegrałam <3 A dlaczego?

Głównie przez zmianę przyzwyczajeń żywieniowych. Zapomniałam, że herbatę powinnam słodzić miodem, a nie cukrem, że do dań warto dodać czosnek i cebulę, a jeden ciepły posiłek dziennie to minimum dla mojego organizmu; ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, a zacząć się kurować.
Przedstawiam zatem 3 metody leczenia dla osób takich jak ja, które wystrzegają się tabletek, saszetek i tym podobnym.

METODY MOJEJ MAMY
...którą niesamowicie kocham, ale jej sposobów czasem nie cierpię. Nie ze względu na smak, bo nie o to chodzi, a raczej na zapominanie, że niektórych "przepisów" najzwyczajniej nie potrafię wykonać.
Przede wszystkim, na bolące gardło płukanka z wody utlenionej. Choćbym nie wiem jak bardzo się starała, to nie potrafię wypłukać gardła! Aczkolwiek, gdy 1 na 10000 mi się uda, to rzeczywiście przynosi to pozytywny efekt.
Na gorączkę - kąpiel <3 czy to pod prysznicem, czy w wannie - ważne, by woda była ciepła, a nie gorąca czy letnia. Ot, przyjemna, kojąca kąpiel.
Na ból gardła i na biegunkę mama zawsze podawała mi colę. Nie wiem jak to działa, ale działa, zawsze po wypitej szklance odzyskiwałam głos.
Na kaszel - mleko z miodem i masłem. Przeeepyszna sprawa,  na kubek mleka, po łyżeczce pozostałych składników. Do wypicia tej mikstury, moja mama nigdy nie musiała mnie zmuszać.
A jako lek uniwersalny - balsam jerozolimski. Co prawda na spirytusie, fakt, ale w dawce 1 łyżka stołowa nie powinna zaszkodzić, tzn. nigdy mi nie zaszkodziła, a zawsze działał cuda. 
Ostatnia zasadą jest: nie leżymy całymi dniami w łóżku. Podobno to "wyciąga człowieka" (?), a przecież chcemy wyzdrowieć szybko, a nie mieć mnóstwo wolnego czasu na wylegiwanie się pod kołdrą, czy kocem. Można wtedy pomalutku posprzątać swój pokój, uporządkować notatki... Ech :<


METODY MAMILI (czyli Mamy Kamila, mojego chłopaka)
Te metody czasem były dla mnie niezłym szokiem, ponieważ jako dziecko wychowane bezzapachowo (mama moja jest typem uczulonym na jakiekolwiek mocne zapachy), doznania związane z kontaktem z np. octem czy czosnkiem, były bardzo... intensywne. Dlatego okład z octu na gorączkę, jest dla mnie absolutną nowością, choć tę metodę zna się już od wieków. Letnią wodę mieszamy z octem, nasączamy tym kompres i kładziemy na czoło. Można zrobić sobie przepaskę, jak miał Rambo!
Natomiast przy pierwszych dolegliwościach przeziębienia, Mamila zawsze powtarza: nalewka malinowa! Kieliszek, lub dwa na dobę, najlepiej rano i wieczorem. Tak, wiem, znowu alkohol, ale znów w dawce przyswajalnej, a nie w wersji picia na umór. Po za tym, maliny z własnego pola, nalewka też robiona według tradycyjnej receptury, wiadomo jak zrobiona, więc co ma w niej zaszkodzić? No a smak... Jezu, pycha. Ogólnie, gdy tylko coś nas łapie, powinniśmy jeść więcej owoców lub do herbaty dodawać syropy. Malinowe owszem, ale najskuteczniejszy będzie syrop z czarnego bzu. Oczywiście również własnej produkcji. Człowiek poci się po takiej herbatce jak szczur, ale o to właśnie chodzi - wypocić całą chorobę. A co gdy boli gardło, męczy kaszel? Syropek z mniszka. Przepyszny, słodki, aż chce się go pić jak herbatę... No ale bez przesady, kilkaset kwiatków jednym duszkiem wypić?

MOJE METODY,
czyli wszystko po trochu i parę nowości. Nie ukrywam, że spośród wyżej wymienionych zawsze wybieram te najprzyjemniejsze i najsmaczniejsze. Okład z octu, czy płukanka z wody utlenionej, są absolutnie wykluczone.
Co zatem nowego? Inhalacje na kaszel i katar. Na litr wrzątku, 3 krople olejku eukaliptusowego i torebka rumianku. Wdychamy opary pod ręcznikiem unikając otwierania oczu. Zatoki pięknie oczyszczone - można normalnie oddychać. Ważne jest, by inhalacja trwała ok 10min.. Wykonuję raz dziennie, chyba, że jest naprawdę źle, to wtedy jeszcze jedna inhalacja na wieczór.
Po 3 dniach z olejkiem eukaliptusowym, przechodzę na 2 kropelki olejku lawendowego, żeby uniknąć osłabienia śluzówki. Jak już wcześniej wspominałam, w diecie unikam słodzenia cukrem, a przechodzę na miód. Herbata z miodem to pozycja obowiązkowa, tak samo jak dania z większą ilością warzyw. Z natury jestem strasznym mięsożercą, więc sałatka do obiadu, czy bomba witaminowa z ogórków kiszonych, nie jest dla mnie oczywistą codziennością.
Ach i jeszcze jedno! Na ból gardła polecam lody. Niezawodne, zarówno w smaku jak i uldze, jaką przynoszą.

Brzmi jak bajka? Jak tak patrzę teraz na ten niesamowicie długi wpis, to dla samych syropów, nic tylko chorować ;)

Mam nadzieję, że jakkolwiek i komukolwiek pomogę. Pamiętajcie, że czasem są infekcje, który wymagają tego byśmy poszli do lekarza. Ja, mimo, że leczę się przeważnie sama, zawsze odwiedzę swoją Panią Doktor, by upewnić się, że sama sobie z daną chorobą poradzę. Oczywiście czasem domowe sposoby to za mało... Ale tego Wam nie życzę!
Powodzenia i zdrowia, tej zimowej wiosny.

1 komentarz:

  1. Domowe sposoby są najlepsze :D Też zawsze się tak staram leczyć :3 Ja do mleka, miodu i masła zawsze daję jeszcze czosnek, co prawda smak troszkę gorszy, ale da się przeżyć :3

    OdpowiedzUsuń